Jesień to zdecydowanie najgorsza pora do przemyśleń. Mamy wtedy skłonność do dodawania życiu niepotrzebnego dramatyzmu, siedzenia na parapecie w za dużym swetrze z kubkiem zbyt mocnej herbaty oraz ciężkich narkotyków. Potocznie zwiemy to złotą jesienną depresją. To jednak znaczna przesada, bo owo zjawisko jest zwykłą melancholią, spleenem często dalekim od prawdziwych zaburzeń psychicznych; czasem nawet pożądanym, wenotwórczym. Trzeba wiedzieć jak je wykorzystać, nabrać dystansu do otaczającej nas szarości. Trudno być wtedy samotnym, chociaż umysł instynktownie stroni od towarzystwa, jako czegoś, co może powodować ból. Polecam się przemóc i ruszyć leniwe jestestwo z parapetu, a jak już w krańcowym stadium zjesiennienia to się nie udaje, poczytać o czymś neutralnym, na przykład o składaniu poszetek (tutaj ukłon w stronę pana Kielbana z CzasuGentlemanów), byle tylko nie roztrząsać swojego losu i "nie żuć myśli", że zacytuję klasyka. Polecam, 10/10.
Alleluja i do przodu.
ObiektywnySubiekt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz