poniedziałek, 29 grudnia 2014

Bliżej podszedł pod nasz próg

Chciałem napisać post, ale internetu nie było, wziął w łeb i cóż?
Jest taki specyficzny stan, kiedy umysł zaczyna mi czytać wszystko głosem lektora z polskich filmów. Nie jest to zły stan, ale skłania do dziwnego myślenia o życiu, które wtedy przychodzi do mnie jak do doświadczonego kombatanta. Czuję wtedy, że dorosłem. Jest to uczucie, które nachodzi mnie pewnie coraz częściej. Nie to żebym się go bał, ale nie jest też normalne, nie jest fajne, nie jest cool, jest dorosłe. Sprawia, że patrzę w przestrzeń i zaczynam nucić starą piosenkę Końca Świata, która wcale nie jest stara, ale ja się wtedy sobie wydaję tak stary, że piosenka.. nie.. własniepokręciłemgłowąwiemżeniemożecietegozobaczyć. 
Tak...  terazwestchnąłemtegoteżniemożeciezobaczyć. Nagrywam ten post na dyktafonie w telefonie i nie mam pojęcia, czy uda mi się to potem odtworzyć, a tym bardziej usłyszeć, czy zrozumieć, bo chodzę po pokoju i mówię cicho, gdyż jest późno. Jest noc, A ja trwam w dziwnym stanie i czytam odpowiedzi ludzi i choćby były najgłupsze na świecie mózg czyta je głosem lektora z filmów, co sprawiażedalejnucipiosenkęjużotympisałem. Tak. To jest taki stan, stan kiedy czujesz, że dorosłeś ale potem coś się dzieje i stan znika i wydaje ci się, że nie dorosłeś, ale potem patrzysz w lustro i znów wydaje ci się, że dorosłeś, że chcesz coś zrobić, w życiu, że nie pasujesz, wychodzisz z domu. Wychodzisz i nie dbasz o to, że jest  dwudziesta trzecia dwanaście. Nie jest to może późna pora, wymyśliłem tę godzinę, nie jest to godzina, w której nagrywam, właściwie nie wiem, która jest godzina, nie spojrzałem na zegarek. Ale nie dbasz o to, że jest późno, wychodzisz na dwór, idziesz i myślisz. Nie o tym, że zapomniałeś zamknąć domu na klucz, tylko o tym, że powinieneś coś zrobić ze swoim życiem, które nie jest do końca takie, jakie chciałeś, żeby było. Że nie jest do końca takie jakie sobie wymarzyłeś, do końca takie, jakie obejrzałeś w filmie, który obejrzałeś niedawno, gdzie to facet w średnim wieku wyrusza w podróż prawiedookołświata, żeby odzyskać jedno zdjęcie. To naprawdę dziwny stan, przyda się wtedy ktoś kto go rozumie, rozumie, że miewasz taki stan i będzie czekał z herbatą, a jak już dostaniesz tę herbatę to spojrzy na ciebie i poczeka aż zaczniesz mówić, A ty będziesz mówił długo, długo i smutno o życiu, w końcu teraz jesteś doświadczonym kombatantem. Potem pójdziecie spać, a rano? Rano nie będziesz tego pamiętał, tego, co mówiłeś o życiu, chyba, że nagrasz to na dyktafon w telefonie. 
Życie nie jest do końca takie, jakim byśmy go oczekiwali. Jest dużo mniej melodramatyczne, mniej heroiczne,mniej.. piękne? Jest dożo bardziej prozaiczne, mniej poetyczne? To antonimy. Kręcę się dookoła, pewnie niedługo otworzy mi się... pole edycji.

ObiektywnySubiekt

sobota, 20 grudnia 2014

Prawieanglik, który szedł za zapachem prawiecynamonu

             Wielu ludzi powie pewnie, że jestem już za stary na supersamochody. Jednak nie, nigdy nie znudzę się tą wolnością, uczuciem przeciążenia na zakrętach i świadomością, że świat jest zadziwiająco namacalny.
            Na złość im wszystkim będę uporczywie cierpiał na syndrom Piotrusia Pana i żył w niechęci do tego, co z mojego życia uczyniła biurokracja. Pozostanę unikatowym, jedynym na świecie marzycielem, który twardo stąpa po ziemi, a głowę ma w chmurach. Bezwiednie zachwycę się światem, widokiem Tower Bridge nocą, tym samym, który prawiewidzę co dzień i odblaskiem piękna w błyszczącej na deszczu powierzchni. Czystym sednem życia jest zaciekawienie się nim. Jako względnie nieśmiertelny twórca nie mogę pozwolić sobie na znudzenie. Wtedy musiałbym przyznać, że umarłem za życie. Nie mam prawa wyzbyć się tej dziecięcej ciekawości, czy marzeń o lataniu, które przecież tak cechowały Piotrusia.
            Inni mogą związać moją niechęć do całkowitego dorośnięcia z wiecznie młodym wyglądem, ale ja po prostu nie mogę pozbyć się smutku widząc umarłych za życia ludzi. A przecież nasza egzystencja trwa tak krótko, jest  zaledwie chwilą, byle tchnieniem wiatru, który już porywa ten sam proch, z którego powstali.

            Dlatego właśnie czując na ulicy zapach cynamonu zupełnie bezwiednie skręcę do kafejki na równie ulotną, i równie piękną, jak wszystko wokół, szarlotkę.

Dziś może i trochę nihilistycznie, ale to czyste wnioski wydestylowane z codziennych obserwacji.
ObiektywnySubiekt

wtorek, 9 grudnia 2014

Gatunek niepokojowy

"Idzie wojna, idzie wojna, idzie krwawa rzeź" - jak to śpiewała kiedyś grupa Siekiera, chociaż właściwie trudno to było nazwać śpiewem.
Jakże aktualnym staję się temat, jakim jest wojna.
Walki towarzyszą ludziom od samego początku ich istnienia. Są integralnym elementem historii ludzkości, nasz gatunek nie potrafi uwolnić się od ciągłych batalii. Biblia mówi (nie jestem wierzący, ale warto to przytoczyć choćby dla obnażenia dysproporcji, która ujawni się w tezie), że człowiek jest istotą z natury dobrą i stworzoną do miłości na obraz i podobieństwo boga... skąd więc wzięły się wojny? - spytam lakonicznie.
Odpowiedź wydaje się prosta. Walczymy, by zdobyć niezbędne surowce, miejsce do życia, czy też odzyskać wolność, godność. Kiedy wszystkie metody pokojowe zawodzą, a nawet ireniści chwytają za broń nie pozostaje nic innego niż wojna. Można więc wysnuć wniosek, że wojna to przejaw skrajnej desperacji człowieka w dążeniu do wyznaczonego sobie celu, skrajność i szkodliwa patologia. Wojna wyzwala to, co w nas najgorsze; najpierwotniejsze i najbardziej prymitywne instynkty dają o sobie znać. Walcząc odchodzimy od zmysłów zostawiając za sobą całe człowieczeństwo. Gdzieś daleko. W pokoju.
Zważywszy na historię naszego gatunku śmiało powiedzieć mogę, że od wojny nie da się uciec. Nawet jeśli "u nas" panuje pokój, na świecie ludzie nadal zabijają się w imię idei i potrzeb. Najczęściej idei.
Postanowiłem spojrzeć jednak na wojnę także z innej strony. Stwierdziłem wtedy, że można ją określić jako motor napędowy rozwoju technologicznego oraz, w pewien specyficzny sposób, gospodarki. Mimo iż pociąga za sobą ogromne koszty, to postęp, jaki ludzkość osiąga w krótkim czasie, tworząc coraz to nowe "zabijadła" jest wprost niesłychany. Na tym polu trudno porównać wojnę z jakimkolwiek innym zjawiskiem, czy sytuacją, w jakiej mógłby znaleźć się człowiek.
Nie chcę, aby ktokolwiek pomyślał, że określam wojnę jako coś pozytywnego. Tak w żadnym razie nie jest, "każdy wartościowy żołnierz, powinien być przeciwko wojnie." jak to ujął, bodajże, generał Norman Schwartzkopf. Łatwo porównać można wojnę do lawiny.
Nadchodzi ona z reguły szybko (patrząc oczywiście z perspektywy linii czasu, a nie przeciętnego Kowalskiego) i, co dziwne, niemal zawsze zaskakuje (prawda jest taka, że w latach trzydziestych XX wieku mało kto spodziewał się, że druga wojna światowa będzie światowa). Poza tym zabiera ze sobą życia zarówno niewinnych, jak i zbrodniarzy, żołnierzy i cywilów (jest bardzo demokratyczna, jak klęska żywiołowa... i jak sama śmierć). Nie patrzy za siebie, a gdy już minie pozostaje tylko zebrać się powoli, rozejrzeć z przestrachem, czy aby nie wraca, aż w końcu zabrać się powoli do odbudowywania zgliszcz. I zgliszcz, które zostały ze zgliszcz, tak zniszczonych domów, jak i człowieczeństwa.


ObiektywnySubiekt
ps. Wiem, nadużyłem słowa "wojna", ale chciałem sprawdzić, czy po takim zabiegu straci ono na znaczeniu. Nie wiem, straciło?
ps2. gen. Schwartzkopf dodał potem, że "są jednak rzeczy, o które warto walczyć". Patrzcie, jak ładnie można wykorzystać wyjęty z kontekstu fragment cytatu dla własnych celów.