Wielu ludzi powie pewnie, że jestem już za
stary na supersamochody. Jednak nie, nigdy nie znudzę się tą wolnością, uczuciem przeciążenia
na zakrętach i świadomością, że świat jest zadziwiająco namacalny.
Na złość im wszystkim będę
uporczywie cierpiał na syndrom Piotrusia Pana i żył w niechęci do tego, co z mojego życia uczyniła biurokracja. Pozostanę
unikatowym, jedynym na świecie marzycielem, który twardo stąpa po ziemi, a
głowę ma w chmurach. Bezwiednie zachwycę się światem, widokiem Tower Bridge
nocą, tym samym, który prawiewidzę co dzień i odblaskiem piękna w błyszczącej na deszczu powierzchni. Czystym sednem życia
jest zaciekawienie się nim. Jako względnie nieśmiertelny twórca nie mogę pozwolić
sobie na znudzenie. Wtedy musiałbym przyznać, że umarłem za życie. Nie mam
prawa wyzbyć się tej dziecięcej ciekawości, czy marzeń o lataniu, które
przecież tak cechowały Piotrusia.
Inni mogą związać moją niechęć do
całkowitego dorośnięcia z wiecznie młodym wyglądem, ale ja po prostu nie mogę
pozbyć się smutku widząc umarłych za życia ludzi. A przecież nasza egzystencja trwa tak krótko, jest zaledwie chwilą, byle
tchnieniem wiatru, który już porywa ten sam proch, z którego powstali.
Dlatego właśnie czując na ulicy
zapach cynamonu zupełnie bezwiednie skręcę do kafejki na równie ulotną, i
równie piękną, jak wszystko wokół, szarlotkę.
Dziś może i trochę nihilistycznie, ale to czyste wnioski wydestylowane z codziennych obserwacji.
ObiektywnySubiekt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz