czwartek, 12 lutego 2015

Jestem heliotropem

czyli wiosno, wiesz co masz robić.

"11 lutego 2015 - zapisał w kratkowanym notesie piórem z zielonym atramentem - pierwsze oznaki wiosny. Pachnie świeżością. Zmiana płaszcza do kostek i czapki uszanki na krótszą kurtkę. Pełen zrozumienia wzrok ochroniarza sąsiadów. Współczująca odpowiedź. Kilka słów o Ukrainie. Pięć stopni Celsjusza."

Mam już serdecznie dość zimy, nie trudno to zauważyć. O ile fanem gorącego lata też nie jestem to teraz wyciągam twarz do każdego byle promienia. Zmęczyła mnie niesamowicie ponurość aury, ludzi, wszystkiego, plucha, śliskie drogi, a nawet głupi brak warzyw. Park jest nawet ładny, dziś wyglądał jesiennie, ale ja chcę zieleni, zobaczyć, że rośliny mają ten cholerny chlorofil w sobie.

"12 lutego 2015. Optymizm przy porannej herbacie. Spojrzenie na termometr. Zmiana kurtki z powrotem na płaszcz do kostek i czapkę uszankę. Skrobanie samochodu. Współczujące spojrzenie ochroniarza zza szyby ogrzewanego Renault. Minus cztery stopnie"

Czy tylko mnie denerwuje jak bardzo pogoda jest bipolarna? Chyba, że jest tak tylko na zachodzie. Ja jestem bipolarny razem z nią. Jak tylko widzę na blacie w pracy słońce, rzucam wszystko, podchodzę do okna i staram się choć trochę go wchłonąć. Potem wracam i uśmiecham się jakieś dziesięć minut. Promyczek znika, wraca ponurość. To desperackie oczekiwanie na prawdziwą wiosnę sprawia, że nie da się skupić na niczym innym. Dobrze, że biorę ten urlop w lutym. Luty to jedno wielkie bagno. Zgrałem urlop z feriami, może uda mi się odwiedzić krewnych, którzy mają jakieś dzieci (taką siostrę na przykład, wypadałoby, panie Anglik) i spojrzeć jak one reagują na braki w wiośnie.

"Godzina 16. Około. Spojrzenie przez okno. Wyjście z gabinetu. Potem z budynku. Zdjęcie czapki i rozpięcie płaszcza. Słońce. Siedem stopni Celsjusza. Powrót do domu pieszo. Perspektywa wyrzutów o poranku."

Chyba będę żył
ObiektywnySubiekt