czwartek, 16 lipca 2015

Proxima

Odnoszę wrażenie, że moje światy od zawsze były patchworkowe. Splatałem w nich wszystko, co wymyśliłem, zauważyłem, zasłyszałem, bądź co w jakikolwiek sposób zapisało się w moim pałacu w wielkim pudle z napisem "to się może jeszcze przydać". Właściwie to to nie jest pudło, tylko regał, turkusowy, a właściwie to  kolorze śniedzi, ale to informacja całkowicie zbędna. Wszystko się powoli zaplątywało coraz bardziej (i zaplątuje nadal) i bardziej, linki powiązań międzypostaciowych i tysiące rodzajów zależności niczym w najnowszej komedii Woody'ego Allena - każdy kiedyś znał każdego i o coś go podejrzewał, co sprowadza się do tego, że młoda drag-queen uwiodła całkiem poważnego biznesmena kupując akcje jego kwiaciarni za pieniądze ex-małżonki, w drzewie genealogicznym brakuje już tylko Rafaela, a ja znów piszę zdanie na cztery linijki i chętnie pociągnąłbym je jeszcze z pięć (no może siedem, ale nie więcej niż dziewięć), bo w najmniejszym stopniu mi to nie przeszkadza i utrudni dowolnemu recytatorowi jakąkolwiek interpretację mojej, ekhm, twórczości. Zawsze się zatrzymuję, kiedy mam to jakoś nazwać, strasznie nie lubię słowa "pisarz", nie lubię mówić, że "piszę opowiadania", notorycznie wymigam się od tego słówkiem "historie", ale przecież ja ich w większości nie piszę, one po prostu są, zaczynają egzystować i pałętać mi się po piwnicy pałacu, powoli zaczyna się tam robić ciasno a ja nadal nie wynalazłem urządzenia, które przelewałoby myśli bezpośrednio na papier, ani nie podniosłem poziomu mojej woli do tego stopnia, aby sama tego dokonywała. Pisarzem dziś może być każdy, pisarzem nazwie się Jerzy Pilch, pisarzem nazwie się dziewczyna pisząca "opka" na blogu, pisarzem nazwie się nawet Stephen Hawking, ludzie mówią, że powinienem nazwać się pisarzem, a ja bardzo nie chcę. Wybrnąłem z tego jakoś mówiąc "prawiepisarz popełniający różne formy wypowiedzi artystycznej", ale to brzmi tak obrzydliwie, jak tylko mogę sobie to wyobrazić. Gęste, brunatne słowa cuchnące zleżałym miodem. Mniej piszę, dużo myślę, myśli mają inny smak niż słowa, są bardziej abstrakcyjne, mniej ugruntowane, nie powszednieją, bo historia z każdą wersją coś zyskuje. Prawdopodobnie mógłbym je nagrywać, zamiast pisać, ale niesamowicie się wstydzę mówić moje myśli dopóki nie jestem sam, a one nie są doprowadzone do perfekcji, robię miliony poprawek, notatki głosowe byłyby takie długie, że nigdy bym ich nie odsłuchał i koło się zamknęło. Niesamowicie zraziłem się do odsłuchiwania odkąd pewna stara notatka kazała mi nie kochać poetów.

ObiektywnySubiekt