środa, 25 listopada 2015

Nibytytuł

Odnoszę ostatnio nieodparte wrażenie, że zacząłem żyć w bezczasie. Tygodnie są krótkie i długie jednocześnie, niemalże zapomniałem, że za dwa dni mam ruszyć w dalszą drogę. Weekendy nie różnią się zbytnio od zwykłych dni. Nie zdecydowałem jeszcze, czy mi to odpowiada - rutyna wypracowana w czymś niesamowicie nierutynowym. Czy robić codziennie coś wielkiego w ten sam sposób to nadal wielkość? Pierwsza odpowiedź brzmi tak. Każde badania są metodyczne i jednostajne, stają się naprawdę ciekawe dopiero, gdy coś z nich wynika, bo mało kto cokolwiek rozumie zanim wynikać zacznie. Był ostatnio taki moment, że w połowie pisania zdenerwowałem się, że sam nie wiem o co mi chodziło, a potem zdałem sobie sprawę, że od początku celem była komedia dadaistyczna. Bezform bezczas niecodzienność jesienna brzmi jak duszyczka obrzydlistwo. Chyba przeczytam jeszcze raz Piotrusia, to dopiero książka zbójecka, uświadamia zawsze, że można inaczej, można latać i być dzieckiem choćby dźwigając na ramionach ciężar lat trzydziestu (i trzydziestych). Pewnie kiedyś rzucę nim o ścianę.

Ironicznie, lecz z uśmiechem wzruszywszy ramionami
ObiektywnySubiekt

środa, 4 listopada 2015

"Nie pasował im do profilu opozycjonisty..."

"Powiedz prawdę, do tego służysz". Rychło w czas, proszę pana, minęły Zaduszki.
Po słowach rewolucyjnych można by pomyśleć, że będzie tu coś o mnie, ale nie, nie tym razem. 
To jest wszystko przez innego człowieka, przez autora jednych z moich ulubionych słów, którymi tak lekko szastnął w swoim "Forest Flower":
"Wierzę w kontestację
  Która jest jedyną możliwą
  Poezją"
Dodatkowo łączył on etykę z poetyką i niesamowicie pikantnie pisał o pewnym Lipcu ze swą nowo poślubioną żoną (przy okazji, nacechowanie miesięcy to temat na osoby elaborat). Dodam jeszcze, że tę żonę kochał tak mocno, że żeby ją szybciej poślubić, zrobił w rok dwa lata studiów.
Wracając jednak do opozycji, to on zupełnie do niej nie pasował, choć uskuteczniał ją jak wielu wielkich jego czasów. Nie nadawał się - chodził w marynarce, pod krawatem, a przecież rewolucjoniści zwykli nosić swetry. Świetnie wręcz wykorzystał tydzień głodówki protestacyjnej, zawsze się śmieję myśląc, że pośród tych wszystkich robotników on, głodując, czytał erudycyjną literaturę, a żaby zapobiec nudzie, wziął ze sobą książkę do tłumaczenia, pewnie Shakespeare'a
z resztą.
A wiedzieć jeszcze trzeba, że żył człowiek ów w blasku podpalonych gazet.

Mam taką cwaną karteczkę z niesamowicie niewielką ilością informacji, które chciałbym tutaj zawrzeć. Wybrałem je starannie i najchętniej bym tę karteczkę po prostu tutaj przepisał, chcąc jedynie zagaić, zaciekawić, bo cóż wiem ja? Niżem, a tak liznąć temat to przecież żadna duma, nawet, jeśli liznąłem go nadzwyczaj aluzyjnie.

W hołdzie Stanisławowi Barańczakowi
ObiektywnySubiekt