środa, 25 listopada 2015

Nibytytuł

Odnoszę ostatnio nieodparte wrażenie, że zacząłem żyć w bezczasie. Tygodnie są krótkie i długie jednocześnie, niemalże zapomniałem, że za dwa dni mam ruszyć w dalszą drogę. Weekendy nie różnią się zbytnio od zwykłych dni. Nie zdecydowałem jeszcze, czy mi to odpowiada - rutyna wypracowana w czymś niesamowicie nierutynowym. Czy robić codziennie coś wielkiego w ten sam sposób to nadal wielkość? Pierwsza odpowiedź brzmi tak. Każde badania są metodyczne i jednostajne, stają się naprawdę ciekawe dopiero, gdy coś z nich wynika, bo mało kto cokolwiek rozumie zanim wynikać zacznie. Był ostatnio taki moment, że w połowie pisania zdenerwowałem się, że sam nie wiem o co mi chodziło, a potem zdałem sobie sprawę, że od początku celem była komedia dadaistyczna. Bezform bezczas niecodzienność jesienna brzmi jak duszyczka obrzydlistwo. Chyba przeczytam jeszcze raz Piotrusia, to dopiero książka zbójecka, uświadamia zawsze, że można inaczej, można latać i być dzieckiem choćby dźwigając na ramionach ciężar lat trzydziestu (i trzydziestych). Pewnie kiedyś rzucę nim o ścianę.

Ironicznie, lecz z uśmiechem wzruszywszy ramionami
ObiektywnySubiekt

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz