sobota, 29 listopada 2014

Standaryzacja egzaltacji uczuć


"Pewna dziewczyna powiedziała mi, że wzniecam aseksualne pożądanie na poziomie intelektualnym. Myślisz, że w takim razie byłoby zdradą, gdybym z nią inteligentnie porozmawiał?"



Takie oto pytanie zadał mi dziś mój przyjaciel. Nie kryłem zaskoczenia, nie co dzień słyszy się takie rzeczy, tym bardziej na żywo.
Pomijając samą treść, owo pytanie skłoniło mnie do zastanowienia. W dzisiejszych czasach uciekamy od pytań bezpośrednich, mamy od tego elektronikę, portale społecznościowe, gg, chaty, smsy, wszystko. Kiedyś przecież nie było takiej możliwości, a od pytań bezpośrednich uciekamy od zawsze jako rodzaj ludzki. Drzewiej bywało,że zostawiano listy, liściki, wysyłało się posłańców, ale nawet to było bardziej namacalne niż teraźniejsza forma. Dziś łatwo się wymigać "abotonietakartaaa", "złykontaktkliknąłeeem" i moje ulubione: "pieprzonaautokorektaaa". Pisząc list nie było takiej możliwości, tylko totalny idiota pomyliłby, pisząc, cały adres i nazwisko. Kiedyś ludzie wydawali się być... mniej cyniczni wobec uczuć, mniej bali się je okazywać (nie mówię tu o jakimkolwiek ekshibicjonizmie, bo on w każdej formie jest zły). Niegdysiejsza bezpośredniość wydaje mi się czarująca, a tymczasem niedługo nawet oświadczyny będą przez facebooka.

Wracając do treści, bo ona sama w sobie jest niesamowita. Chciałbym usłyszeć takie wyznanie. Nawet jeśli sam tekst pochodzi z internetu, muszą być jakieś podstawy, żeby go użyć. Jak to powinno być oczywiste mózg jest najseksowniejszą częścią człowieka i nie, nie jestem patologiem z chorymi dewiacjami. Kończąc odpowiedzią na początkowe pytanie, myślę, że powinno się ukuć nowe pojęcie - "zdrada intelektualna". Byłby to najlepszy, najbardziej chlubny, a przy tym najbardziej haniebny rodzaj zdrady... i najrzadziej spotykany w tych czasach.

ObiektywnySubiekt

niedziela, 23 listopada 2014

Zdążyć przed panią jesienią


Jesień to zdecydowanie najgorsza pora do przemyśleń. Mamy wtedy skłonność do dodawania życiu niepotrzebnego dramatyzmu, siedzenia na parapecie w za dużym swetrze z kubkiem zbyt mocnej herbaty oraz ciężkich narkotyków. Potocznie zwiemy to złotą jesienną depresją. To jednak znaczna przesada, bo owo zjawisko jest zwykłą melancholią, spleenem często dalekim od prawdziwych zaburzeń psychicznych; czasem nawet pożądanym, wenotwórczym. Trzeba wiedzieć jak je wykorzystać, nabrać dystansu do otaczającej nas szarości. Trudno być wtedy samotnym, chociaż umysł instynktownie stroni od towarzystwa, jako czegoś, co może powodować ból. Polecam się przemóc i ruszyć leniwe jestestwo z parapetu, a jak już w krańcowym stadium zjesiennienia to się nie udaje, poczytać o czymś neutralnym, na przykład o składaniu poszetek (tutaj ukłon w stronę pana Kielbana z CzasuGentlemanów), byle tylko nie roztrząsać swojego losu i "nie żuć myśli", że zacytuję klasyka. Polecam, 10/10.

Alleluja i do przodu.
ObiektywnySubiekt

czwartek, 20 listopada 2014

FULL-SELFHATING-WRITED-EXTRAVAGANZA

Rozmyślałem ostatnio nad tym, jak na zachowanie osoby wpływa język, którym się posługuje. Obserwowałem ludzi, którzy mówiąc po polsku byli oschli i nieprzyjemni, a gdy przerzucili się na angielski nagle stali się czarujący i mili. To fascynujące, ale nadal nie rozgryzłem od czego zależy. Raczej nie od języka, bo niemiecki przecież nie czyni ludzi agresywnymi psychopatami, nawet jeśli tak brzmi - rozumiem niemiecki na tyle, żeby to wiedzieć.

"Was fur ein schones Wetter in diesem Herbst, du hast eine wirklich charmante Pullover." nie brzmi specjalnie jak przepełnione żądzą mordu... czy też mordy. Nawet jeśli brzmi, to nie znaczy. Ludzie mówiący po niemiecku w taki sposób są całkiem czarujący, nicht schiesen.

Ludzie mają tendencję do błyskawicznego wchodzenia w rolę, wcielania się w symboliczną personifikację języka, którego właśnie używają - to specyficzne, ale tak mam. Jednak nie każdy, czego doskonałym przykładem jest własnie niemiecki. Anglik też nie zawsze jest wcieleniem taktu i szarmancji. Nie wiem, uwielbiam nie wiedzieć, będę kontynuował rozwlekłą obserwację.

ObiektywnySubiekt

wtorek, 18 listopada 2014

Jakich pań?

"Synku, nie powinieneś tyle brać"

"Jasne mamo, nie powinienem brać tylu pieniędzy od tych pań"

"Jakich pań?"

Właśnie, jakich pań?
Fascynuje mnie tusz rozpływający się na wilgotnej powierzchni. Czasami nawet specjalnie sprawiam, żeby był przez to zupełnie nieczytelny tylko po to, żeby patrzeć jak maleńkie nitki rozprzestrzeniają się po kartce. Ot, takie małe dziwactwo. Poza tym zawsze zastanawiałem się jakim cudem wodowane statki się nie przewracają. Zapewne ma to swoje techniczne uzasadnienie, świat nie zniósłby tak ekshibicjonistycznej magii. Jestem dzisiaj spokojniejszy, to dobrze.
Lubię przyglądać się ludziom, ale szybko się nimi nudzę - przekleństwo detektywa.

ObiektywnySubiekt
ps. Powinniśmy świata poza życiem nie widzieć.

niedziela, 16 listopada 2014

Ja?

Nikt tego nie czyta, to bardzo dobrze. Chyba nie wiem kim jestem. Czuję paroksyzmy niedookreślenia. Chciałbym być elokwentny, ale czuję, że to nie ma sensu. Nikt tego nie czyta, nie muszę się starać.. nie chcę już starać się dla siebie. To masochizm ideologiczny, bo przez całe życie byłem niezwykle ambitny. chciałbym wiedzieć, móc, osiągać, czuć satysfakcję, ale nie mogę znaleźć nawet durnego konkursu, który można by wygrać. Jestem żałosny. Chcę być chwalony, ale czuję momentalną niechęć do kogokolwiek, kto to robi. Nie chcę żeby wspominano o mnie publicznie, czuję, że na to nie zasługuję, czuję, że nie wkładam trudu w te jebane osiągnięcia, które mam. One są nic nie warte. Nie określają mnie, nawet jeśli są moje. Czuję niechęć do form i bezsilny, byle jaki bunt intelektualny. Nie chcę być kolejną atencyjną kurwą, ale piszę te słowa i mało to, zaraz je opublikuję. W internecie, najbardziej zakłamany wynalazku ludzkości. Nienawidzę Facebooka, ale wchodzę tak codziennie i scrolluję cały ten shit do znudzenia. Potem Twitter, Tumbrl, Ask, byle nic nie robić, nie myśleć. Masochizm w najgorszej postaci, bo ja umieram bez myślenia, taka debilna forma autodestrukcji. Robię to, czym gardzę - użalam się nad sobą, jestem hipokrytą, którymi gardzę. Jakie mam prawo, żeby naprawiać inne życia? Jebana paralela. Chciałbym być idiotą, Rozbijać się po imprezach, paplać o modzie (którą gardzę), ujebać się i leżeć w rowie, ale nie mogę, bo jestem pieprzonym inteligentem dźwigającym jebany etos. To i tak nikogo nie obchodzi, czy ktoś ma etos, czy nie. Ma pracować, przynosić zysk, zapierdalać za najniższą krajową, żeby sobie przypadkiem nie pomyślał, że ma jakąś wyższą wartość czy cel. Chciałbym być silny, żeby to wszystko zmienić. Chciałbym mieć pistolet.
ObiektywnySubiekt?