Ask to taki niekończący się wywiad ze mną, który prowadzą najbardziej nieudolni dziennikarze pod słońcem - nikt nie pyta o to, co jest naprawdę ważne, o twórczość, a przecież w wywiadach z pisarzami zwykle tylko ona się liczy. Jednak nie, wszystkich bardziej interesuje życie osobiste (mocno osobiste) autora. Jakby się dłużej zastanowić, to w realnych wywiadach też koniec końców wszystko sprowadza się do uzyskania informacji co autor robić, co pił i z kim spał. Byłbym może był zbulwersowany, gdyby to nie było tak zabawne odzwierciedlenie makroświata w skali tego jednego portalu.
"Każdy przeświadczony o odmienności autora postrzegany jest jako osoba szukająca sensacji". Osoba owa zadaje pytanie, autor w swojej dobroci odpowiada, autor staje się postrzegany jako osoba niedyskretna i koło się zamyka i nagle to autor szuka sensacji. Zawsze mnie bawią takie sytuacje, zarówno gdy obserwuje je z zewnątrz, jak i jestem ich bezpośrednim elementem. Koła się zamykają,
a to nadal wielki, nieudolnie prowadzony wywiad, a przecież wystarczy zadać odpowiednie pytanie, żebym tak się rozgadał, że by mnie od mównicy musieli wołami odciągać. Najgorsze jest we mnie to, że takie pytania czasem padają, a wtedy ja myślę sobie: "A, odpowiem później, teraz mam za mało czasu na tę historię". Kończy się na tym, ze zanim się obejrzę od zadania pytania minął miesiąc, albo dwa, albo rok, ale to już w skrajnym przypadku.
Zawsze uważałem, że mówię lepiej, niż piszę. Uwielbiam opowiadać, na każdej imprezie nadchodzi taki moment (najczęściej, gdy już wszyscy są zmęczeni masakrowaniem mi paneli w salonie), że spojrzenia wędrują na mnie i wtedy wszyscy rozsiadają się na narożniku i pochodnych, a ja sadowię się na fotelu po turecku, stykam końce palców i zaczynam opowiadać. Snuję zupełnie spontanicznie, niemalże historyjki na dobranoc, podobno mam wtedy bardzo charakterystyczny głos. Należy mnie wtedy nagrywać, bo reguły zapominam całą historię tuż po jej zakończeniu. Wszyscy zawsze jęczą jak kończę i dalszy ciąg zależy od towarzystwa - albo rozmawiamy o historii, albo się rozchodzimy, wszyscy w nieco odrealnionym nastroju. Bardzo lubię te chwilę, czuję wtedy, że spotykam się
z powołaniem i tutaj wracamy do tematu aska. Potrzebuję modułu nagrywania odpowiedzi z samym głosem - moje opowieści są dużo ciekawsze niż pismo i bardziej spontaniczne. Jakbym kiedyś coś jednak wydał, definitywnie dogram do tego wersję audio i dodam do książki listę utworów koniecznych do ogólnego pojęcia akcji. W sumie dla ogólnego i szczególnego pojęcia akcji potrzeba by nie tylko audio, ale też przekazu wizualnego: map, rysów postaci, okoliczności, przekaźników nastroju - nie da się niektórych rzeczy przekazać w samych słowach choćby się było Bruno Schulzem i Reymontem w jednym. Chcę osiągnąć jak najwyższy stopień wierności oddania stworzonej rzeczywistości, ale chcąc mieć 100% musiałbym przelać obraz myśli na papier, a tak się nie da.
Tymczasem wywiad trwa.
Porwany przez własną twórczość
ObiektywnySubiekt
"Każdy przeświadczony o odmienności autora postrzegany jest jako osoba szukająca sensacji". Osoba owa zadaje pytanie, autor w swojej dobroci odpowiada, autor staje się postrzegany jako osoba niedyskretna i koło się zamyka i nagle to autor szuka sensacji. Zawsze mnie bawią takie sytuacje, zarówno gdy obserwuje je z zewnątrz, jak i jestem ich bezpośrednim elementem. Koła się zamykają,
a to nadal wielki, nieudolnie prowadzony wywiad, a przecież wystarczy zadać odpowiednie pytanie, żebym tak się rozgadał, że by mnie od mównicy musieli wołami odciągać. Najgorsze jest we mnie to, że takie pytania czasem padają, a wtedy ja myślę sobie: "A, odpowiem później, teraz mam za mało czasu na tę historię". Kończy się na tym, ze zanim się obejrzę od zadania pytania minął miesiąc, albo dwa, albo rok, ale to już w skrajnym przypadku.
Zawsze uważałem, że mówię lepiej, niż piszę. Uwielbiam opowiadać, na każdej imprezie nadchodzi taki moment (najczęściej, gdy już wszyscy są zmęczeni masakrowaniem mi paneli w salonie), że spojrzenia wędrują na mnie i wtedy wszyscy rozsiadają się na narożniku i pochodnych, a ja sadowię się na fotelu po turecku, stykam końce palców i zaczynam opowiadać. Snuję zupełnie spontanicznie, niemalże historyjki na dobranoc, podobno mam wtedy bardzo charakterystyczny głos. Należy mnie wtedy nagrywać, bo reguły zapominam całą historię tuż po jej zakończeniu. Wszyscy zawsze jęczą jak kończę i dalszy ciąg zależy od towarzystwa - albo rozmawiamy o historii, albo się rozchodzimy, wszyscy w nieco odrealnionym nastroju. Bardzo lubię te chwilę, czuję wtedy, że spotykam się
z powołaniem i tutaj wracamy do tematu aska. Potrzebuję modułu nagrywania odpowiedzi z samym głosem - moje opowieści są dużo ciekawsze niż pismo i bardziej spontaniczne. Jakbym kiedyś coś jednak wydał, definitywnie dogram do tego wersję audio i dodam do książki listę utworów koniecznych do ogólnego pojęcia akcji. W sumie dla ogólnego i szczególnego pojęcia akcji potrzeba by nie tylko audio, ale też przekazu wizualnego: map, rysów postaci, okoliczności, przekaźników nastroju - nie da się niektórych rzeczy przekazać w samych słowach choćby się było Bruno Schulzem i Reymontem w jednym. Chcę osiągnąć jak najwyższy stopień wierności oddania stworzonej rzeczywistości, ale chcąc mieć 100% musiałbym przelać obraz myśli na papier, a tak się nie da.
Tymczasem wywiad trwa.
Porwany przez własną twórczość
ObiektywnySubiekt